Blokowanie monetyzacji, wycofujący się reklamodawcy, kontrowersyjne algorytmy... ostatni rok, był dla YouTube naprawdę kłopotliwy – jakie są powody wprowadzanych zmian i dlaczego budzą tyle kontrowersji?
Algorytmy i bańki informacyjne
W pierwszym kwartale tego roku, użytkownicy serwisu YouTube, byli świadkami dosyć dziwnego zjawiska – okazało się, że nie dostają oni powiadomień, na temat publikacji nowych filmów, dodanych przez ich ulubionych i subskrybowanych twórców.
Okazało się, że YouTube wprowadziło nowy mechanizm tzw. „dzwoneczka”, który zapewnia nam powiadomienie o nowych filmach, na wybranych przez nas kanałach. Zabieg ten, miał na celu wyrównanie szans, dla początkujących twórców, którzy nie mieli szans, przebić się przez ścianę twórców, ze znacznie lepszymi liczbami.
Cel szlachetny, jednak wg niektórych twórców, dzwonek sprawił, że licznik subskrypcji jest już właściwie bez sensu i jedynym istotnym klikiem, jest klik w dzwoneczek. Dodatkowo, wg badaczy YouTube'owych algorytmów, portal miał zacząć premiować na liście „polecane”, twórców, dodających filmy codziennie, oraz tych którzy mają na kanale największy „ruch” (komentarze, czas oglądalności filmów).
Wydaje się jednak, że taka praktyka, stawia na przegranej pozycji właśnie tych nowych na rynku twórców, a jak się później okazało, ugodziło to również w część youtuberów już posiadających swoją bazę fanów, a których oglądalność przez nowe algorytmy, znacznie spadła. Takie forsowanie jednych treści, ponad drugimi, może też budzić pewne obawy, w kwestii wolności, jaką powinni posiadać internauci, przy wyborze treści, jakie chcą, by do nich docierały.
Ostatecznie jednak, użytkownicy przyzwyczaili się do mechaniki dzwonków, a wielu youtuberów, nie przypomina już tylko o zasubskrybowaniu kanału, ale też i o kliknięciu w dzwoneczek. Zmiany okazały się działać całkiem nieźle, jednak później znów pojawił się pewien problem...
Demonetyzacyjny pogrom
Monetyzacja, czyli po prostu dostawanie pieniędzy za reklamy, wyświetlające się na filmikach – jedno z podstawowych źródeł dochodu youtuberów. Regulamin, jasno określa, że istnieją treści, którym nie będą towarzyszyć reklamy w serwisie YouTube, co wydaje się całkiem rozsądne, biorąc pod uwagę, jaką wolność daje twórcom internet oraz, że niektórzy reklamodawcy, mogą nie być zadowoleni z zestawienia ich produktu z pewnymi treściami.
We wrześniu tego roku, dało się zaobserwować prawdziwą lawinę reakcji znanych youtuberów, skarżących się na system, który oznaczył większą część ich twórczości (lub praktycznie całą) jako „Not Advertiser Friendly” („nieodpowiednia dla reklamodawców”), czyli innymi słowy – zablokował (całkowicie, lub częściowo), możliwość wyświetlania się reklam na ich filmikach... właściwie odbierając części twórców źródło dochodu.
Reakcja była potężna i mimo teoretycznej słuszności w kwestii kontroli najbardziej kontrowersyjnych treści, największe pretensje były skierowane w stronę systemu, który wg wielu, był bardzo wadliwy - Miał on często demonetyzować filmy bez żadnego powodu, jednocześnie przepuszczając te, które rzeczywiście mogłyby się komuś nie spodobać... i to w obrębie jednego kanału! Nie wspominając już o tym, że jednym z argumentów, za zablokowaniem danego filmu, mogły być niestosowne komentarze użytkowników, z którymi już sam twórca nie miał nic wspólnego.
Jednocześnie jednak, sama idea stojąca za tym wszystkim, jest próbą rozwiązania realnego problemu, tj. faktu, że treść tworzona przez społeczność (czyli nie tylko na youtube, ale też i na np. facebooku), to treść niezwykle trudna do kontrolowania, często prezentująca rzeczy, kontrowersyjne, a czasami nawet nielegalne. Oczywiście są one również usuwane, jednak zazwyczaj nie da się ich usunąć od razu, a najczęściej, bez odpowiednich zgłoszeń, taka treść pozostaje zasadniczo bezpieczna.
Z jednej strony, ciężko jest kontrolować takie środowisko, bez realnej ingerencji w sposób korzystania z portalu i naruszania pełnej wolności słowa. Próba walki z pewnymi zjawiskami, może też uderzyć w zwykłych użytkowników i utrudnić im korzystanie z ulubionych portalów. Z drugiej strony, reklamodawcy mają pełne prawo decydować o tym, za co płacą, a niektórzy youtuberzy, mogli by się faktycznie zastanowić nad tym, gdzie leży granica... granica, która wg części firm, została w końcu przekroczona.
Wielkie marki znikają z YouTube
Niedawno, świat obeszła wieść, że część rozpoznawalnych na całym świecie firm (m.in. Adidas i HP), wycofała swoje spoty reklamowe z serwisu YouTube. Jest to następstwem raportu dziennika The Times, który wykazał, że na platformie youtube, reklamy wyświetlają się m.in. na filmach pełnych brutalności i kontrowersyjnej erotyki. To nie na takich zasięgach zależało reklamodawcom.
Jednocześnie jednak, owe wstrzymania reklam, są w założeniu tymczasowe i mają trwać do czasu wyjaśnienia sprawy. Może to sugerować, że firmy nadal chcą kontynuować współpracę, a sam YouTube, podejmie kroki, by ten problem rozwiązać... tylko, jak?
Filozofia internetu a zasady i moralność
Internet to środowisko pełne wolności – sami decydujemy o tym, co robimy, skąd czerpiemy informację i co do niego wnosimy. Jednak czy na pewno? W końcu reklamy coraz częściej są spersonalizowane pod konkretnego użytkownika i a to, co jest dla nas w sieci polecane i wyświetla się nam w pierwszej kolejności, jest również wybierane przez specjalne systemy, na bazie naszej wcześniejszej aktywności.
Jednocześnie, to co zdecydowało o popularności internetu, czyli wyżej wspomniana wolność, może też się okazać jego zgubą – w końcu to ta mnogość możliwości i wolność słowa, pozwoliła na powstanie zjawisk takich jak hejt, czy innych wulgarnych i kontrowersyjnych treści, z którymi niektórzy (w tym, przede wszystkim reklamodawcy), nie chcą mieć nic wspólnego.
I tak właściwie... czy możemy im się dziwić? W końcu, tak samo jak autorzy, mogą tworzyć co chcą, tak reklamodawca ma prawo decydować o tym, za co chce płacić. A gdzie w tym wszystkim są pośrednicy? Jakie powinny być kompetencje właściciela platformy internetowej, na której udostępniane są treści i czy powinien on realnie ingerować w wolność twórczą użytkowników danego serwisu? Czy przez super szczelne filtry treści, nie zostaną zatrzymane też i pozytywne przejawy internetowej aktywności? Oby tylko nie skończyło się na aferze rozmiarów ACTA...
Na te pytania, odpowiedź możemy poznać już niedługo. Na razie, pewne jest tylko to, że mamy do czynienia z realnym problemem, którego nie wolno lekceważyć. W tej chwili, pozostaje nam mieć nadzieję, że uda sie znaleźć sprawiedliwe rozwiązanie, ale też i zastanówmy się, co my, sami robimy w internecie i czy my lub nasi ulubieni twórcy, nie nadużywamy danych nam możliwości, dokładając cegiełkę, do problemów, z jakimi teraz musimy się mierzyć.
Źródła: youtube.com, influencer.pl, wirtualnemedia.pl, pixabay.com, własne.